Rozmowa z Adamem Kupsikiem - uczestnikiem EURO 2024
Reprezentant Kolegium Sędziów Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej wrócił na wielką imprezę po blisko 50 latach. Adam Kupsik był członkiem zespołu Szymona Marciniaka, pracując na niemieckich stadionach jako sędzia asystent podczas EURO 2024. W rozmowie dzieli się swoimi spostrzeżeniami po turnieju.
Rafał Wandzioch • 26.07.2024
Sędziował pan wiele meczów na najwyższym poziomie, w tym Ligi Mistrzów. Czym więc praca na wielkim turnieju różni się od innych spotkań o dużej randze?
Przede wszystkim meczom drużyn narodowych towarzyszy zupełnie inna atmosfera niż ta obecna przy meczach klubów. Starciom reprezentacji towarzyszy znacznie większe napięcie, co szczególnie widać w trakcie takiej imprezy jak EURO. Sędziując te spotkania mamy świadomość, że ogląda nas cała Europa, a pojedynkami nie emocjonują się tylko zagorzali kibice, ale także tacy, którzy na co dzień unikają śledzenia zmagań ligowych. To również zwiększa poziom emocji towarzyszący tym meczom.
Tak jak pan podkreślił – mecze Euro oglądają też „niedzielni kibice”. Czy w związku z tym wychodząc na boisko pojawia się myśl, że waszą pracę oceniać będą nie tylko media sportowe, ale także te mniej znające się na futbolu rzesze?
Oczywiście mamy tę świadomość. Jednak jako sędziowie jesteśmy oceniani od samego początku. Zdobywamy to doświadczenie przez lata, właśnie po to, by wytrzymywać presję podczas najważniejszych meczów. Już w B Klasie sędzia musi sobie radzić z ocenami kibiców na stadionie czy obserwatora. Towarzyszy nam to bezustannie. Każde spotkanie, które prowadziłem przygotowywało mnie do tego, aby być na tyle odpornym psychicznie, by móc pracować na tym poziomie.
Mam jednak taką przydatną umiejętność, że stojąc na boisku wyłączam się z tej całej otoczki, co pozwala mi w pełni skoncentrować się na prowadzonym meczu i wydarzeniach na murawie.
Czyli mówiąc krótko, stojąc przy linii widzi pan jedynie „niebieskich” grających na „białych”, a nie przykładową Francję walczącą z Anglią o mistrzostwo Europy.
Dokładnie tak. Nawet w trakcie komunikacji wewnątrz zespołu sędziowskiego „mówimy” numerami i kolorami koszulek, a nie konkretnymi zawodnikami czy drużynami. Takie zasady mamy praktycznie od zawsze.
Niemniej świadomość tego, kto gra jest bardzo ważna. Nie zapominamy o tym, jacy zawodnicy biegają po boisku, bo jest to istotne w kontekście zarządzania meczem. Dzięki temu wiemy, z którym piłkarzem warto porozmawiać, a któremu lepiej pogrozić palcem, by był zachowany porządek.
Czy przygotowując się do meczu bierzecie pod uwagę także – mówiąc nieco stereotypowo – temperament danej nacji?
W trakcie EURO przed każdym meczem mieliśmy odprawę taktyczną. Dwie osoby ze sztabu powołanego przez Komisję Sędziowską UEFA były wyznaczone do przygotowania informacji na temat każdej z drużyn. Na kilkanaście godzin przed pierwszym gwizdkiem odbywało się z nimi spotkanie, podczas którego wspólnie analizowaliśmy, jak zespoły będą grać i zachowywały się na boisku, kto jest potencjalnym „troublemakerem”, na kogo zwracać uwagę, kto jest najczęściej faulowany, a kto najczęściej fauluje. Te wszystkie niuanse, które z boku wydają się niezbyt istotne, nam sędziom pomagają w prowadzeniu zawodów.
Czyli przy takim turnieju UEFA nieco zdejmuje z sędziów obowiązek robienia pogłębionego researchu na temat drużyn, który trzeba przygotować samemu np. przy okazji spotkań Ekstraklasy?
Tak. Jednak różnica między Ekstraklasą a meczami międzynarodowymi jest taka, że sędziując krajowe rozgrywki my tych zawodników znamy i wiemy, czego po kim możemy się spodziewać. Natomiast na EURO jest często tak, że długo jakiejś drużynie nie sędziowaliśmy, więc te odprawy przedmeczowe są dla nas bardzo cenną wskazówką.
Jak wygląda cała procedura wyznaczania na spotkanie? Kiedy dowiadujecie się o otrzymaniu danego meczu i jakie formalności musieliście po tej informacji zrealizować?
O nominacji dowiadywaliśmy się na trzy dni przed spotkaniem. Później musieliśmy się spakować i być gotowym do podróży. Sam wyjazd następował dzień przed zawodami i w zależności od odległości poruszaliśmy się busami lub samolotem.
Już na miejscu w przededniu odbywa się oficjalne spotkania na stadionie, w czasie którego ustalamy szereg detali i szczegółów technicznych. Są to takie kwestie jak godzina, o której wychodzimy na mecz, o której startuje rozgrzewka i wiele innych tym podobnych szczegółów. Natomiast już w dniu zawodów na stadionie meldowaliśmy się dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem.
Mecze to najważniejszy element waszego pobytu na turnieju, jednak dni meczowych jest mniej niż tych bez spotkań. Jak przebiega dzień sędziego na EURO, gdy nie ma pracy na boisku w perspektywie kilku najbliższych dni?
Każdy dzień wygląda podobnie – po śniadaniu mieliśmy trening na boisku. Przygotowane dla nas były dwa pełnowymiarowe place gry. Zajęcia były prowadzone przez specjalnie wyznaczonych trenerów. Na miejscu buło obecnych pięciu ekspertów od przygotowania fizycznego odpowiedzialnych tylko za to, by nasza forma była jak najwyższa.
Treningi były bardzo różnorodne – pojawiały się zarówno takie o wysokiej intensywności, szybkościowe, skupione na poprawianiu koordynacji ruchowej, ale także takie, które miały aktywować nas na boisku do podejmowania prawidłowej decyzji. Szczególnie interesujące były te zajęcia łączące bieganie z podejmowaniem decyzji boiskowych. Polegały one na tym, że po przebiegnięciu danego dystansu, na zmęczeniu, musieliśmy ocenić trudną sytuację meczową, która była nam wyświetlana na ekranie. Takie treningi w moim przekonaniu są najbardziej odpowiednie do profilu naszej pracy na boisku. Inaczej bowiem podejmuje się decyzje siedząc na fotelu, a inaczej będąc zmęczonym.
Ten trening zajmował nam czas do obiadu. Po nim mieliśmy albo szkolenia teoretyczne, albo mogliśmy skorzystać z odnowy biologicznej. Do dyspozycji mieliśmy kilku fizjoterapeutów. Później czekał nas trening na siłowni, podczas którego pracowaliśmy nad ogólną siłą fizyczną i koordynacją. Mieliśmy także ćwiczenia na stabilizację kręgosłupa oraz mające przeciwdziałać kontuzjom. Były one bardzo przydatne, dobrze wpływały na organizm. Na koniec dnia, często w większym gronie, śledziliśmy natomiast mecze toczącego się turnieju.
Można więc powiedzieć, że sędziowie czas na turnieju spędzają tak jak piłkarze: Na zamkniętym zgrupowaniu, w czasie którego liczy się wyłącznie przygotowanie do meczów.
Poza wyjazdami na mecze byliśmy cały czas w jednym miejscu. Wszyscy sędziowie byli zgrupowani w tym samym hotelu pod Frankfurtem, który był naszą bazą. Atrakcją była możliwość wyjścia na mecz w roli kibica – mogliśmy oglądać z trybun każde spotkanie odbywające się na Frankfurt Arenie, a tam kibicowaliśmy głównie naszym kolegom, aby dobrze poradzili sobie na boisku.
Kibicujecie kolegom, którzy są jednocześnie rywalami. Czy między sędziami da się wyczuć jakąś rywalizację?
Oczywiście jest atmosfera rywalizacji, bo jest to turniej i na końcu tylko jeden zespół sędziowski może prowadzić ten najważniejszy i najbardziej prestiżowy mecz. Jednak ta rywalizacja nie przejawia się w uszczypliwościach czy wzajemnym dokuczaniu sobie. Stanowimy jedną sędziowską rodzinę, a atmosfera na zgrupowaniu jest bardzo przyjacielska. Dużo ze sobą rozmawiamy, wspólnie spożywamy posiłki i oglądamy razem mecze piłkarskie.
Czyli jest to też czas na poznanie się bliżej oraz wymianę doświadczeń i obserwacji?
Z pewnością jest to ciekawy okres, ponieważ wśród sędziów były ekipy z 14 państw – w większości europejskich, ale także jedna z Argentyny, która sędziowała w ramach wymiany między UEFA a CONMEBOL. Ten miesiąc, który spędziliśmy we Frankfurcie, rzeczywiście służył wymianie spostrzeżeń czy doświadczeń. W szczególności było to ciekawe porównanie piłki europejskiej do piłki południowoamerykańskiej, gdzie temperatura meczu, zaangażowanie kibiców i realia są zupełnie inne od tego, co znamy w Europie. Dlatego też rozmowy z argentyńskim sędzią Facundo Tello były szczególnie ciekawe.
Niewątpliwie praca przy takiej imprezie jest ogromnym wyzwaniem – jaki element wskazałby pan jako najtrudniejszy w trakcie tego wielkiego turnieju?
Na pewno każdy sędziowany mecz był wyzwaniem. Mieliśmy dobre spotkania, które jednak nie były najłatwiejsze dla sędziów. W szczególności pamiętam starcie Rumunii z Belgią, w którym w barwach tej drugiej ekipy grali dość wymagający zawodnicy, jak trzeba określić Romelu Lukaku i Kevina de Bruyne. Sprawiają oni problemy w szczególności arbitrom asystentom, gdyż są bardzo silni, dynamiczni, szybcy i balansują na granicy spalonego, dlatego też sędziowanie reprezentacji Belgii stanowiło dla mnie duże wyzwanie.
Jednak jako zespół, pod przewodnictwem Szymona Marciniaka, podołaliśmy tym wyzwaniom. Zebraliśmy dobre recenzje. Oczywiście pozostaje lekki niedosyt, bo do ostatniej chwili byliśmy brani pod uwagę w kontekście sędziowania wielkiego finału. Ale prowadzić ten mecz, tak jak już wcześniej wspominałem, może tylko jedna ekipa.
Aktualnie jest więc lekki niedosyt, ale z upływem czasu to uczucie przejdzie i pozostaną tylko miłe i bardzo dobre wspomnienia z udanego dla polskich sędziów turnieju